Rok 2019 dobiegł
końca. Był to dla mnie okres wielu zmian i nowych doświadczeń. Jednak wraz z
zakończeniem tego roku, rozpoczynam całkiem nowa przygodę – zakładam bloga
czytelniczego w którym dzielić się będę z wami moimi opiniami o książkach.
Zaczynam od
czytelniczego podsumowania roku 2019. Dlaczego? Cóż, nie będę ukrywać, w wyborze
tematu pierwszego postu niewątpliwie pomogła mi data, w końcu pierwszy tydzień
stycznia to wciąż okres podsumowań minionego roku. Dodatkowo jednak, patrząc na
zestawienie moim zdaniem najlepszych i najgorszych książek minionego roku
będziecie mogli odrobinę poznać mój czytelniczy gust, a myślę, że, szczególnie
na początku, jest to bardzo ważne. Tak więc, nie przedłużając, zaczynajmy.
Jak wspomniałam
na początku, rok 2019 obfitował u mnie w
zmiany. Był to jednak też rok ciężkiej pracy , zmiany szkoły, i wielu
stresujących sytuacji z tym związanych. W związku z tym nie miałam czasu na
czytanie, a liczba przeczytanych przeze mnie książek nie jest duża. Są to
jedynie 34 pozycje. W tym roku dominowały u mnie książki młodzieżowe, ale
znalazło się również kilka thrillerów, literatury faktu, fantastyki i
literatury pięknej.
Oczywiście jak co
roku, trafiłam na kilka perełek i kilka wielkich rozczarowań.
Najlepsze książki 2019
„Szóstka wron” i „Królestwo Kanciarzy” Leigh Bardugo.
Są to książki które poleciłabym w ciemno. Już
od dawna nie czytałam tak dobrych młodzieżówek. Bohaterowie są świetnie
wykreowani, a fabuła niesamowicie wciąga już od pierwszych stron. Rzadko kiedy
tak się angażuję w jakąkolwiek historię. Nie będę się tu za bardzo rozpisywać
na temat tych książek, bo najpewniej już o nich słyszeliście. Jeśli jednak
wciąż się zastanawiacie czy warto, to uwierzcie mi, warto. Połączenie fantastyki, z nienachalnym wątkiem romantycznym, barwnymi bohaterami, ciekawym klimatem i świetnym stylem autorki sprawiło, że zakochałam się na zabój w tych książkach i ich bohaterach. Nie ma elementu który by mi się w nich nie podobał.
„Moja lady Jane” Cynthii Hand, Brodi Ashton i Jodi Meadows
Nie będę ukrywać,
do przeczytania tej książki podchodziłam dwa razy, pierwszy w trakcie
przygotowań do egzaminu, drugi tuż po nim. Przez początek trudno mi było
przebrnąć, żarty, gdy się pojawiały, wydawały mi się bardzo wymuszone, a
bohaterowie płytcy i plastikowi. Im dłużej jednak czytałam, tym bardziej
wciągałam się w historię. Przyzwyczaiłam się do charakterystycznego stylu
autorek, a żarty rzeczywiście zaczęły mnie bawić. Książka ma coś takiego w
sobie, że przy jej czytaniu czuje się takie przyjemne ciepełko na serduszku.
Zapomina się o Bożym świecie, wszystkich smutkach i zmartwieniach. Nie jest to
jakaś wybitna pozycja i sięgając po nią nie spodziewajcie się poruszania
ciężkich tematów. Nie doszukujcie się powiązań między fabułą a rzeczywista
historią Anglii, bo takich powiązań zwyczajnie nie ma. Jest to książka do zrelaksowania się po długim dniu i, jeśli tak ją potraktujecie, może was ona mile zaskoczyć.
„Złodziejka książek” Markus Zusak
Książki o
tematyce wojennej mają to do siebie, że poruszają do głębi, szczególnie jeśli są dobrze napisane. I tak też było w
przypadku tej historii. Narratorem jest śmierć. Nie będę ukrywać, pomysł ten
albo może wam się spodobać, albo niekoniecznie, zależy od gustu i otwartości na
takie sprawy. Jeśli chodzi o mnie, początkowo podchodziłam do tego z rezerwą,
ale już od pierwszych stron się zakochałam. Główna bohaterka ma coś w sobie z
Ani Shirley, a to sprawiło, że książkę jeszcze bardziej pokochałam .Przy żadnej
nie wylałam tyle łez jak właśnie przy niej. Do teraz gdy o niej myślę czuję
uścisk w sercu i wielki żal. Nie żałuję, że po nią sięgnęłam, i z pewnością
przeczytam jeszcze niejeden raz.
Te trzy (cztery)
książki pozostaną ze mną jeszcze na długo. To te chciałabym szczególnie
wyróżnić w tym roku. Niestety,tegorocznych książkowych rozczarowań było znacznie
więcej.
Najgorsze książki 2019
"Podtrzymując wszechświat" Jeniffer Niven
Wiem że ten wybór
jest dosyć kontrowersyjny. Ja sama początkowo myślałam, że ta pozycja znajdzie
się w najlepszych książkach, ale gdy zaczęłam uzasadniać swój wybór,
zorientowałam się, że, oprócz poruszenia ważnego tematu, książka nie ma żadnych
zalet. To jest jedna z tych pozycji, w przypadku których sama idea była dobra,
ale wykonanie fatalne. Bo rzeczywiście, książka porusza ważny temat
samoakceptacji. Wszystko jest jednak bardzo nierealne: główna bohaterka miała taką
nadwagę, że nie zmieściła się w drzwiach? Cóż… pomijając fakt jak ciężko jest
doprowadzić się do takiego stanu, gdzie w tym czasie był ojciec? Nauczyciele? Nie chodziła wtedy do szkoły? Ba! Nie wychodziła do łazienki? Nie widziała że ma problem ze zmieszczeniem się w drzwiach? Jeśli coś pomieszałam, to weźcie proszę pod uwagę, że książkę czytałam rok temu i kilka wątków z niej mogło mi uciec. W każdym razie nie pamiętam, aby było to wszystko wyjaśnione w książce.
Drugim bohaterem
książki jest chłopak z pewną nietypową
przypadłością… otóż nie rozpoznaje twarzy. Rozpoznaje osoby jedynie dzięki
znakom szczególnym, a znakiem szczególnym bohaterki o której pisałam przed
chwilą jest to, że… jest duża. Chłopak się z nią zaprzyjaźnił, bo łatwo ja
rozpoznawał. Tak, dobrze przeczytaliście.Może rzeczywiście ta relacja później bazowała już na trochę innych aspektach. To normalne, lepiej się poznali i zaczęli dostrzegać zalety charakteru, lepiej się dogadywać. To nie zmienia jednak faktu, że główny bohater ocenia bohaterkę jako "dużą plamę którą łatwo rozpoznać w tłumie". Powtarza to wielokrotnie. W związku z tym, gdy podczas czytania książki przypomnimy sobie o przyczynie ich poznania, całą tą piękną" otoczkę wokół ich relacji szlag trafia.
Książka do mnie
zwyczajnie nie przemówiła, a wątek romantyczny nie przekonał. Zdrobnienia,
których głowna bohaterka używała by opisać sama siebie pozostawiły pewnego
rodzaju niesmak. Nie mówię, że książka w ogóle nie zasługuje na uwagę. Jest
wiele osób, którym się ona spodobała (co można zaobserwować na podstawie ocen
na serwisie lubimyczytac). Ja sama, od razu po przeczytaniu lektury, nie byłam tak
negatywnie do niej nastawiona, nawet mi się podobała. Im dłużej się jednak o niej myśli tym więcej
wad się dostrzega. Jaki z tego morał? Najlepiej nie myśleć 😉.
„Strażnicy Światła” Abby Geni
To jest chyba
moje największe rozczarowanie tego roku. Miał być fajny thriller, a okazało się
że to zwykła obyczajówka, w dodatku bardzo słabo napisana. Jedyne, co ratuje tą
pozycję to opisy przyrody, które rzeczywiście są bardzo poetyckie. Wydawnictwo
w tym wypadku zwyczajnie nas oszukało, bo to co widnieje z tyłu okładki ma się
nijak do tego co rzeczywiście przeczytamy w książce. Trochę nawet rozumiem
wydawców, bo trudno cokolwiek o tej książce napisać żeby to miało ręce i nogi.
No chyba tylko tyle, że główna bohaterka lubi fotografię i jedzie na wyspę żeby
fotografować przyrodę.
To wszystko, tzn.
niezgodność z opisem i brak ciekawej fabuły, byłabym w stanie jeszcze zrozumieć,
gdyby bohater był chociaż dobrze wykreowany. Ale tu znów spotkałam się z
dużym rozczarowaniem. Tak oschłej, plastikowej i wypranej z emocji i głównej
bohaterki dawno nie spotkałam. Niestety, jest ona również narratorem, co
sprawiło, że jeszcze ciężej czytało mi się tę książkę. Książka ma zaledwie 312
stron; nie jest gruba, ale czytałam ja ponad miesiąc, i czułam
niesamowita ulgę gdy ją skończyłam i wreszcie mogłam z powrotem odstawić na
półkę. Jako, że dorwałam ją na promocji za 11zł,nie jest mi aż tak szkoda tych
pieniędzy. Gdybym miała ją jednak kupić za cenę okładkową, bardziej bym się
zdenerwowała.
„Soraya” Meltem Yilmaz
Książka o ważnej
tematyce: poruszająca temat syryjskich uchodźców, historia oparta na faktach,
co może pójść nie tak? Wszystko, dosłownie wszystko. Cóż… może to ja trochę za
dużo wymagałam od tej książki. Liczyłam że to będzie jedna z tych pozycji o
których będę później mówić „świetna książka, szkoda że tak niedoceniana”.
Pomijając fakt, że z tyłu książki jest opisana całą jej fabuła, od pierwszych
stron do praktycznie ostatnich, pozostaje kwestia tytułowej bohaterki z którą
się bardzo nie polubiłam. Soraya jest specyficzną postacią, którą z początku
książki rozumiałam i bardzo współczułam. Z czasem jednak dziewczyna zachowuje
się coraz to dziwniej, bardziej infantylnie. Jej postawa w wielu sytuacjach,
sprawiła że stopniowo przestawałam czuć do niej sympatię. Kolejna postać która
została źle wykreowana, co wpłynęło na cały odbiór książki.
„Klan wilczycy” „Przekleństwo Odi” Maite Carranza
I znów, przyczyną mojego rozczarowania jest główna bohaterka, Anaid. Jej zachowanie jest wręcz nie do zniesienia,
jest naiwna, bezmyślna, zadufana w sobie, infantylna, a wszyscy z jej otoczenia
głaskają ją jedynie po głowie i chwalą jaka to ona nie jest mądra i uzdolniona.
Pierwszy tom co ciekawe, jest odrobinę (Ale tylko odrobinę) lepszy od
trzeciego; główna bohaterka przechodzi jakąś minimalną przemianę i pod koniec
„klanu wilczycy” naprawdę miałam nadzieję że najgorsze już za mną. Potem, po
około dwóch tygodniach, moim oczom ukazał się trzeci tom i szczerze? Cała ta
przemiana wyparowała, a mi chciało się płakać z frustracji.
No, dobra, ale co
z drugim tomem? Otóż „Lodowa Pustynia” mile mnie zaskoczyła. Myślę, że to
dlatego, że mało było w niej Anaid, poznawaliśmy historię jej mamy gdy była
nastolatką. Selene (mama Anaid) w
opowiadanej historii zaledwie kilka lat starsza od córki, zachowywała się
znacznie dojrzalej, a jej decyzje były bardziej przemyślane. Co zabawne, te
same osoby które wychwalały Anaid pod niebiosa, na zachowanie Selen kiwały z
politowaniem głowami i rozpowiadały jaka to ona jest lekkomyślna. Cóż za ironia
losu, nieprawdaż?
Do następnego!
~Alexiss
Komentarze
Prześlij komentarz